No spoilers intended

Data:

„People are always asking me..." No może nie always, ale pytają: „Czemu nie piszesz recenzji z prawdziwego zdarzenia – dłuższych, pogłębionych?” Odpowiedź brzmi: Bo czuję wewnętrzny opór. Już sama myśl, że mogłabym komuś zespoilować seans, jest mi wstrętna. Polecać filmy – ok, odradzać – let it be, streszczać – no way, to nie moja bajka. Cukierków z rąk dzieciom nie wyrywam, a filmożercom nie chciałabym odbierać przyjemności z oglądania.


[Grafika znaleziona tutaj.]

Czy to znaczy, że sama nie zaglądam do dłuższych recenzji? No bez przesady. Swoich ulubionych recenzentów (takich jak Esme czy Darek Arest) czytuję regularnie i mam z tego fun, ale w dużej mierze dlatego, że potrafię się zmusić do zaglądania do tych artykułów dopiero po obejrzeniu filmu. Rzecz w tym, że nie każdy dysponuje podobnym samozaparciem. Wielu ludzi nie potrafi się powstrzymać od przeczytania tego, co mają przed nosem, choćby miało im to zaszkodzić. A ja nie mam ochoty być sprawczynią szkody, nawet nieumyślnej. Zabójstwo od morderstwa różni się tym, że zabójstwo pozbawione jest intencji, ale to nie znaczy, że zabójca powinien ujść karze. Może co najwyżej „posiedzieć” trochę krócej.

Jeśli o mnie chodzi, to uwielbiam krótkie formy. Ograniczenie liczby znaków (dawniej często się zdarzało, że moje krótkie recenzje składały się równo z 500; teraz, kiedy limit wynosi 1000, nareszcie jestem w stanie skupić się na słowach, a nie na matematyce) stanowi wyzwanie, ale też wymusza refleksję nad tym, co tak naprawdę chcę przekazać. Kondensować, wypunktowywać, sugerować, nie opisywać – to lubię.

Krótkie recenzje (wpisy, opinie czy jak to tam się teraz nazywa) służą mi przede wszystkim do recenzowania wrażeń i emocji (odczuć, które komuś, kto zna mój gust albo ma podobny, mogą coś zasugerować), oceniania aspektów technicznych (pokrótce, bo nie zamierzam udawać, że jestem ekspertem w którejkolwiek z tych dziedzin; jestem tylko estetką o określonym poczuciu estetyki) i podrzucania słów kluczowych nawiązujących do treści (ale tak dwuznacznych, żeby ich wymowa stała się jasna dopiero wówczas, gdy człowiek zobaczy film na własne oczy). Jeśli zdarza mi się nawiązywać do fabuły, to tylko wtedy, gdy opis dystrybucyjny (względnie trailer) ujawnia omawiane szczegóły (co nie znaczy, że nie mam wówczas dylematu moralnego; no bo co z osobami, które nie czytują notek od dystrybutora i/lub programowo nie oglądają zapowiedzi?). Źródła te stanowią dla mnie sztywną barierę, której raczej nie przekraczam. Nie żebym przeceniała swój wpływ na życie innych ludzi. Zdaję sobie sprawę, że mało kto czyta moje recki. Ale gdyby ktoś kiedyś przypadkiem trafił na te moje wypociny i zepsułoby mu to radość z pójścia na seans lub z odpalenia odtwarzacza, to czułabym się winna.

Krótka recenzja nie musi wiele ujawniać, wystarczy, jeśli zaostrzy apetyt. Z kolei tradycyjna (dłuższa) – nie może się obejść bez odwoływania się do treści (przynajmniej w moim odczuciu) i wnioskowania, a streszczanie i ocenianie treści (nawet jeśli recenzentowi uda się uniknąć mniej lub bardziej krzykliwych spoilerów) to dość śliski grunt jak dla mnie.

Nie zamierzam się zarzekać się, że nigdy nie pójdę w dłuższe formy (ba, w toku studiów byłam zmuszona popełnić tradycyjną recenzję i podobno źle nie wypadła), ale póki nie wymyślę formuły odpowiadającej moim potrzebom i zapatrywaniom, raczej się powstrzymam od publikowania takowych. No spoilers intended. At any cost.

Heh, udało Ci się napisać artykuł o tym dlaczego nie piszesz artykułów. Ciekawy paradoks :)

Do zaznaczania spoilerów jest ładny tag Przeczytaj spoilery +

. Można z niego korzystać wielokrotnie pisząc recenzję i wtedy wszystkie spoilery się ładnie chowają.

Ja lubię sobie poczytać dłuższe teksty, przede wszystkim o filmach które już widziałem, albo o takich których nie zamierzam oglądać, tak więc mi nie zaspoilujesz bo w przypadku gdy wiem że wybieram się do kina, czytam tylko krótkie opinie i sprawdzam oceny.

Paradoks to moje trzecie imię. ;)
Jeśli chodzi o długie recenzje, to cały czas myślę nad odpowiednią formułą i nadzieniem. Znaczników ze spoilerem w nazwie wolałabym nie stosować, bo wówczas nazwa mojego bloga (no wiem, że tego nie widać, ale jeśli kiedykolwiek będzie widać, to wabi się tak jak tytuł tego artykułu) straci sens. ;) O treści wolę dyskutować w cztery oczy, tak że zawsze możemy podebatować w filmasterowym gronie przy piwie lub herbacie.:)

Dodaj komentarz