30. WFF – Dzień 6, 7, 8, 9 i 10

Data:

Ponad tydzień temu opublikowałam pierwszą część mini relacji z 30 edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego więc czas najwyższy opublikować drugą.

18. „Wierszyki dla młodych pożeraczy” („Rhymes for Young Ghouls”) (CAN, 2013), reż. Jeff Barnaby – strasznie wkurzający film (to akurat zaleta), ale koszmarnie czarno-biały i bardzo nierówny. Po jednej stronie konfliktu stoją same sukinsyny, po drugiej – sami idioci, a po każdej udanej scenie bądź sekwencji następuje męczący przestój. O ile brutalny realizm jakoś się tu sprawdza, o tyle wątki paranormalne wypadają wyjątkowo sztucznie (raz, że efekty kiepskie, dwa, że strasznie to patetyczne). Mimo wszystko jakimś cudem przeważnie ogląda się to całkiem nieźle. Skrajna bezwzględność, fajna etniczna muza i szczypta humoru robią swoje. 5,5/10

19. „Chodźmy pogrzeszyć” („İtirazım Var”) (TUR, 2014), reż. Onur Ünlü – poprzedni film Ünlü – „Złocisz mrok ponury” – swoją oryginalnością i absurdalnym humorem zawojował publikę 14. edycji Nowych Horyzontów. Pewnie dlatego WFF-owe oczekiwania względem nowej produkcji reżysera były spore. Balonik może nie pękł z hukiem, ale pękł dość szybko. „Chodźmy pogrzeszyć” to bowiem nic innego jak turecki „Ojciec Mateusz”, tyle że z ciekawszym i bardziej wyrazistym głównym bohaterem. Film jest lekki, dość zabawny (najbardziej śmieszy mniej lub bardziej nieortodoksyjne podejście imama-detektywa do zasad swojej wiary) i bez dwóch zdań sympatyczny. A że finezji za grosz niet… No cóż, zdarza się. Jako niezobowiązująca rozrywka całość zdecydowanie daje radę. 6/10

20. „Party Girl” („Party Girl”) (FRA, 2014), reż. Marie Amachoukeli, Claire Burger, Samuel Theis – zdobywca Złotej Kamery (nagroda dla najlepszego debiutu fabularnego) i nagrody dla najlepszej obsady podczas tegorocznego Festiwalu Filmowego w Cannes. Gwiazdą filmu jest była klubowa hostessa – Sonia Theis-Litzemburger (znana również jako Angélique Litzenburger), która występuje tu z całą swoją rodziną (dwoma synami, dwiema córkami i wnuczętami). Jako że scenariusz oparty jest na prawdziwych wydarzeniach (sytuacji rodzinnej Angélique, jej późnym małżeństwie i emocjonalnym kryzysie), większość „aktorów” gra tu wersje samych siebie. Pomysłodawcą, współscenarzystą i współreżyserem obrazu jest Samuel Theis – jeden z synów odtwórczyni głównej roli. Trzeba przyznać, że jak na ekipę, której najbardziej doświadczony członek ma na koncie głównie epizody telewizyjne, a reszta nie ma żadnego lub prawie żadnego doświadczenia aktorskiego, rodzina Angélique gra tu z ogromną swobodą, wygrywając wszystko na dużych i prawdziwych emocjach. Bez względu na nasz stosunek do poczynań protagonistki, trudno zanegować fakt, iż ludzie obarczeni taką mentalnością autentycznie istnieją, a ich problemy mają rację bytu. Dodatkowy ukłon za piękną klamrę w postaci utworu „Party Girl” Chinawoman. 7/10

21. „Polskie gówno” („Polskie gówno”) (POL, 2014), reż. Grzegorz Jankowski – Tymon Tymański – pierwszy Polak, którego obsługa WFF-u musiała tłumaczyć z angielskiego na polski. :D Pewnie wiedział, że festiwalowe tłumaczenia często ulegają okrojeniu. No więc nie takie gówno, jak to sugerował tytuł. Fiołki raczej. Jak dla mnie kategorycznie fiołki. Film Grzegorza Jankowskiego (choć równie dobrze można go nazwać filmem Tymona Tymańskiego; od samego początku widać, że to jego wizja) to absolutnie niepoprawna, totalnie absurdalna i wyjątkowo dosadna satyra na polski showbiznes i Polskę w ogóle. Humor zaprezentowany w filmie nie jest humorem wysokich lotów, ale będę się upierać, że wyrafinowanie pasowałoby do tej produkcji jak wół do karety. Formalnie mamy tu do czynienia z mockumentem i komedią z elementami musicalu. To ostatnie omal mnie nie zabiło, ale wartościuję ten szok pozytywnie. Przynajmniej wreszcie coś nietypowego na polskim gruncie. Więcej takich eksperymentów poproszę. 7,5/10

22. „Głupiec” („Durak”) (RUS, 2014), reż. Yuri Bykov – film zadedykowany zmarłemu w zeszłym roku Aleksiejowi Bałabanowowi. Ci, co mnie znają, wiedzą, że jestem w Bykowie absolutnie zakochana. Jak dla mnie mógłby kręcić nawet instruktaże na prawo jazdy i testy aparatów fotograficznych, a i tak nie mogłabym oderwać oczu od ekranu. Umiejętność prezentowania szarej rzeczywistości w taki porywający sposób, to prawdziwa sztuka. Nikt też nie serwuje widzom równie podbramkowych dylematów moralnych. Jakkolwiek pod pewnymi względami „Głupiec” trochę przypomina poprzedni film reżysera, czyli mojego ulubionego „Majora” (człowiek kontra system, sytuacja, która wymyka się spod kontroli, specyficzne zdjęcia, choć te w „Majorze” jakby lepsze), to jednak więcej tu metaforycznego politycznego dramatu niż kina gatunkowego. Jak uwielbiam thrillery Bykowa, tak dla dobra jego kariery jest to pewnie krok we właściwym kierunku. 8/10

23. „Gwiazda” („Zvezda”) (RUS, 2014), reż. Anna Melikyan – fantastycznie rozpisane postacie (z pozoru płytkie, w rzeczywistości tak bardzo złożone jak to tylko możliwe), świetne role (ze szczególnym uwzględnieniem fantastycznej Tinatin Dalakishvili w roli Maszy), rewelacyjny scenariusz (niby drwiący z popkultury i ślepego podążania za modą, a w rzeczywistości wcale nie o tym) i cudowne twisty (ten ostatni tak bardzo wywraca wszystko do góry nogami, że należałoby się pokłonić twórcom głęboko). Z jednej strony jest to obraz bardzo rosyjski, z drugiej – tchnie ogromną świeżością, opowiadając o poważnych sprawach zupełnie niepoważnie i z niesamowitą lekkością. Jeśli lubicie smutne filmy, na których można pęknąć ze śmiechu, a jednocześnie coś na ich obejrzeniu zyskać, to „Gwieździe” nie możecie przepuścić. 9/10

24. „Anatomia spinacza” („Yamamori clip koujo no atari”) (JPN, 2013), reż. Ikeda Akira – bullying, mobbing, przemoc domowa, molestowanie. Zachęciłam, prawda? ;) A co jeśli Wam powiem, że będziecie się z tego wszystkiego śmiali? Od pierwszej sceny Ikeda serwuje czysty absurd, i to w dawkach przekraczających wszelkie dozwolone limity. Dla miłośników japońskich dziwaków (ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, główny bohater bardziej rozbraja niż wkurza) i ichniego specyficznego poczucia humoru pozycja obowiązkowa. 6,5/10

25. „Przedszkolanka” („Haganenet”) (ISR/FRA, 2014), reż. Nadav Lapid – film, który pokazuje, że dziecko można wykorzystać na bardzo różne sposoby. Na szczęście nie wszystko jest tu jednoznaczne, a poczynania tytułowej bohaterki (świetnie zbudowana postać, zarówno na poziomie scenariusza, jak i kreacji Sarit Larry) i jej interakcja z dzieckiem z jednej strony budzą sprzeciw, z drugiej – fascynują. Jak nie jestem specem od poezji, tak wiersz o Hagar nadal za mną chodzi (ciekawostka: wszystkie wiersze wykorzystane w filmie napisał reżyser – podobno między 4 a 7 rokiem życia). 7/10

26. „Geronimo” („Geronimo”) (FRA, 2014), reż. Tony Gatlif – o poważnym obrazie nie może być tu mowy, bo nie dość, że to kopia kopii (kolejne „West Side Story”, w którym urządza się ustawki na taniec i scyzoryki), to jeszcze marna. Na ekranie króluje kicz, koszmarnie przerysowane aktorstwo (najbardziej drażni filmowa Nil, czyli Nailia Harzoune, ale reszta aktorów też straszna; jedynym członkiem ekipy, wobec którego nie mam zarzutów jest Céline Sallette w roli tytułowej Geronimo), „sceny z dupy” (nie mające żadnego uzasadnienia; tyle że ładne), śpiew, taniec (dużo tańca) i telenowela. Czemu więc 5,5/10? Bo zdjęcia, bo muzyka, bo niezamierzony, ale jednak, komizm.

27. „Pieśń ćmy: Tajny agent Reiji” („Mogura no uta – sennyû sôsakan: Reiji”) (JPN, 2013), reż. Takashi Miike – myślą przewodnią tego filmu jest stwierdzenie, że „Yakuza powinna być zabawna”. Czy wyobraziliście już sobie, jak może wyglądać produkcja oparta na takim założeniu? Wróć! Japońska produkcja – z ichnim poczuciem humoru i absurdu. Totalna głupota, żeby nie nazwać tego wizją naćpanego scenarzysty. W konwencji gier video, bez hamulców, bez ambicji (z góry uprzedzam pytania, przy „Ace Attorney” to to nawet nie leżało). Czemu więc 5,5/10? Bo ja generalnie lubię głupoty.

28. „Moja syrenka, moja Lorelei” („Moya rusalka, moya Lorelyay”) (UKR, 2013), reż. Nana Djordjadze – takie to słodkie, niewinne i familijno-wakacyjne, że omal nie złapałam drzemki. Poszłam na ten film, bo uważam, że z historii o chłopcu, który zakochuje się w prostytutce, da się wycisnąć coś ciekawego. Tutaj nikt nawet nie próbował. Jeśli coś mi się naprawdę podobało, to motyw muzyczny, „pijany” tramwaj i odtwórca roli Fiedii – Jewgienij Ryba (niezłe ciacho z niego kiedyś będzie). 5/10

29. „Zanim zniknę” („Before I Disappear”) (USA, 2014), reż. Shawn Christensen – pełnometrażowe rozwinięcie oscarowego „Curfew”. Główny zrąb fabuły – interakcja głównego bohatera z siostrzenicą – jest fantastyczny. Jeśli coś nie do końca tu styka, to wątki poboczne, które, oględnie mówiąc, często sprawiają wrażenie doklejonych na siłę. Mimo wszystko jak na film napisany, zagrany i wyreżyserowany (za małe pieniądze, dodajmy) przez początkującego filmowca, ale póki co przede wszystkim muzyka (Christensen jest wokalistą i gitarzystą zespołu stellastarr*), efekt końcowy jest zaskakująco dobry, a całość – świeża i zabawna. Doceniło to jury Konkursu Wolny Duch, przyznając debiutowi Christensena specjalne wyróżnienie. 7/10

30. „Jak powstrzymać ślub” („Hur man stoppar ett bröllop”) (SWE, 2014), reż. Drazen Kuljanin – film nakręcony w rekordowo krótkim czasie (5 godzin i 17 minut), w ograniczonej przestrzeni (w pociągu z Malmö do Stockholmu), przy minimalnej ekipie (dwoje aktorów, dwóch operatorów, z których jednym był reżyser, i dźwiękowiec), za śmieszne pieniądze (około 1000 dolarów) z crowdfundingu (po zakończeniu zdjęć doszło jeszcze dofinansowanie w kwocie 10 tysięcy euro, które poszło na postprodukcję). Dlatego w sumie nie dziwi mnie fakt, że jury postanowiło docenić ten wysiłek (film został jednym z dwóch laureatów Konkursu 1-2). Miłośnikom świeżego kina kameralnego w pierwszej kolejności poleciłabym (nomen omen) „Stockholm” Rodrigo Sorogoyena, bo to film-zjawisko, ale debiut Drazena Kuljanina (swoją drogą, bardzo sympatyczny człowiek; tak się złożyło, że na ostatnim pokazie filmu siedzieliśmy obok siebie; przysiadając się, uśmiechnął się, zagadał, zamieniliśmy parę zdań, to samo po projekcji; rzadko spotykana otwartość) też zobaczyć warto. 6,5/10

31. „Chłód w lipcu” („Cold in July”) (USA, 2014), reż. Jim Mickle – nie tak dawno (akcja filmu rozgrywa się w 1989 roku) na Dzikim Zachodzie. „Współcześnie” w Teksasie znaczy się. Na oko klasyczny film zemsty. A jednak nie. Film jest ekranizacją pulpowej powieści Joe R. Lansdale’a. Fabuła składa się z 3 ściśle i precyzyjnie powiązanych ze sobą części, z których każda zmienia kierunek, w którym zmierza narracja. A że twistowe fabuły, dobrze zbudowane napięcie, świetne aktorstwo i przemoc zbliżona do tarantinowskiej jest tym, co misie lubią BARDZO BARDZO, z seansu wyszłam usatysfakcjonowana. 8/10

32. „Lekcja” („Urok”) (BUL/GRE, 2014), reż. Kristina Grozeva, Petar Valchanov – film o wielkiej dumie. Powszechnie wiadomo, że trudno się nią najeść, ale są tacy, co uparcie próbują. Gdyby nie fakt, że film bazuje na faktach (ciekawostka: sporo szczegółów zmieniono, ale nazwisko głównej bohaterki zgadza się z rzeczywistością), powiedziałabym, że scenariusz jest wyjątkowo wydumany (może zresztą jest, bo nie udało mi się dogrzebać do szczegółów sytuacji rodzinnej Polii Daskalowej, a to z nimi mam problem). Z drugiej strony jak poczytać prasowe newsy, to naprawdę nie ma takiej głupoty, której człowiek nie byłby w stanie popełnić. Film jest jednym ze zwycięzców Konkursu 1-2. Nagrodę dostał „za przemyślaną i błyskotliwą eksplorację ludzkiej dumy oraz perfekcyjną reżyserię” i trudno z tym polemizować, bo raz: duma się wręcz wylewa z tego filmu, dwa: całość jest naprawdę kapitalnie wyreżyserowana (to największy atut tej produkcji). 7,5/10

33. „Takie są zasady” („Takva su pravila”) (CRO/FRA/SER/MKD, 2014), reż. Ognjen Sviličić – chcecie zobaczyć obrazek z życia zwykłej rodziny? Popatrzeć jak matka smaży kotlety i kroi paprykę? Jak ojciec obiera cebulę? Interesują Was procedury powypadkowe i związana z nimi papierologia? Jeśli tak, to polecam. Ostrzegam tylko, że tak naprawdę nic się w tym filmie nie dzieje, a ciekawa jest tylko beznamiętność rodziców. Jury Konkursu Międzynarodowego (film dostał nagrodę za reżyserię; to tak z cyklu „Tajemnice XXI wieku”, bo werdykt niczym się nie broni) nagrodziło go „za głęboką wrażliwość i mistrzowską konsekwencję w ukazaniu ludzkiej walki przeciwko biurokracji i znieczulicy”. Problem w tym, że niczego takiego tu nie ma. Ani wrażliwości, ani walki, a już na pewno wybitnej reżyserii. Chciałam dać 4, bo to film przyzwoity warsztatowo, ale z gruntu nijaki, ale muszę się zgodzić z Darkiem Arestem, że „z pewnej perspektywy całe życie człowieka jest taką żałosną krzątaniną”. Trudno się czepiać autentyzmu więc niech będzie, że 5/10.


[Zwycięzcy 30. WFF-u.]

Kilka zdań odnośnie laureatów. W Konkursie Międzynarodowym zwyciężyła „Trumna w górach” Xina Yukuna. Podobno lepiej napisana niż zrobiona i podobno gorsza niż estońskie „Na skrzyżowaniu dróg” (mam nadzieję, że oba filmy wejdą do kin, cobym mogła się sama przekonać), ale nie był to werdykt kontrowersyjny. Trochę inaczej miała się sytuacja z Konkursem 1-2, w którym co prawda zwyciężyły (ex aequo) dwa naprawdę przyzwoite filmy (bułgarska „Lekcja” i szwedzki „Jak powstrzymać ślub”), ale w którym pominięto zdecydowanie najciekawszy obraz prezentowany podczas tej edycji festiwalu, czyli ukraińskie „Plemię”. Laureatem Konkursu Wolny Duch zostali kazachscy „Właściciele”.

Tradycyjnie nie zawiedli widzowie. Zgodnie z przewidywaniami Nagroda Publiczności przypadła nowozelandzkiemu mockumentowi o wampirach, czyli filmowi „Co robimy w ukryciu”. Polska premiera została zaplanowana na 30 stycznia 2015 roku, tak że możecie już ostrzyć kły. :)

Pełna lista nagrodzonych jest dostępna tutaj, a wyniki plebiscytu publiczności tutaj.


Prosimy nie regulować odbiorników. WFF się skończył. Za moment wszystko wróci do normy. [Fot. Michał Zacharzewski]

Mini relacja oryginalnie opublikowana na moim blogu.

"Po jednej stronie konfliktu stoją same sukinsyny, po drugiej – sami idioci" - czyżby alegoria polskiej sceny politycznej? ;)

PS Bardzo mi się podoba ocena "Polskiego gówna"!

Z tym że wiesz, jeśli polska scena polityczna, to tymi idiotami jesteśmy my wszyscy. ;)

Dodaj komentarz